Wstępne dane wskazują, że w 2024 roku Polska znalazła się na końcu europejskiego zestawienia pod względem współczynnika dzietności. Średnia liczba dzieci przypadająca na jedną kobietę wynosi 1,11, co nie tylko plasuje nasz kraj na ostatnim miejscu w Europie, ale również sprawia, że jest to jeden z trzech najniższych wyników wśród państw OECD. Sytuacja okazała się znacznie gorsza, niż przewidywały nawet najbardziej pesymistyczne prognozy sprzed kilku lat. Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego, podkreślił w mediach społecznościowych, że według jego wyliczeń Polska zanotowała najniższy wskaźnik dzietności w Europie. TFR (Total Fertility Rate), czyli miara określająca przeciętną liczbę dzieci, jakie mogłaby urodzić kobieta w wieku rozrodczym (15-49 lat), osiągnął poziom 1,11. Nieoficjalne dane sugerują, że wcześniej Polska konkurowała o ostatnie miejsce z Hiszpanią, jednak według najnowszych analiz Hiszpania minimalnie nas wyprzedziła. Na tle krajów OECD gorsze wskaźniki odnotowano jedynie w Korei Południowej i Chile. Obecna sytuacja stanowi duże rozczarowanie, zwłaszcza że programy wspierające dzietność, takie jak 500 plus, miały poprawić tę statystykę. Początkowo ich wprowadzenie faktycznie przyniosło niewielki wzrost liczby urodzeń – w 2017 roku przekroczono próg 400 tysięcy dzieci rocznie. Jednak od tego momentu rozpoczął się gwałtowny spadek. Według wstępnych danych GUS, w 2024 roku w Polsce urodziło się około 250 tysięcy dzieci, co oznacza średnią poniżej 21 tysięcy miesięcznie – najniższy wynik od czasów II wojny światowej. To znacznie mniej niż zakładały prognozy rządowe w momencie wdrażania programu 500 plus. W 2015 roku przewidywano, że liczba urodzeń w 2024 roku wyniesie ponad 360 tysięcy. Nawet najbardziej pesymistyczne scenariusze zakładały minimum 301 tysięcy, co i tak było znacznie wyższą wartością niż obecnie. Mimo że program 500 plus nie wpłynął znacząco na wzrost dzietności, odegrał inną istotną rolę – znacząco ograniczył ubóstwo wśród dzieci. Eksperci podkreślają, że problem niskiej liczby urodzeń nie wynika jedynie z kwestii finansowych. Kluczowe znaczenie mogą mieć inne czynniki, takie jak dostępność opieki nad dziećmi czy elastyczność rynku pracy. Przykłady z Hiszpanii czy Norwegii pokazują, że rozwój żłobków i przedszkoli może sprzyjać wzrostowi dzietności. W badaniach opinii publicznej Polki jako najważniejsze rozwiązania prorodzinne wskazywały m.in. większą elastyczność czasu pracy, lepszą dostępność opieki nad dziećmi do lat 7 czy możliwość pracy zdalnej. Niektóre z tych zmian, jak np. dodatkowe urlopy rodzicielskie wprowadzone dzięki unijnej dyrektywie work-life balance, dopiero zaczynają funkcjonować. Jednak na efekty tych działań trzeba będzie jeszcze poczekać, a Polska stoi przed pilnym wyzwaniem demograficznym, które w przyszłości wpłynie także na inne obszary gospodarki, w tym system emerytalny.